Skrzela
Trener naszych pływaków, po zwycięstwie nikomu nieznanej Chinki, wyraził niedwuznaczne zdziwienie. Jeszcze dalej poszedł jeden z panów z kadry, sugerując, że to na pewno musi być jakiś nowoczesny doping, najprędzej oparty o technologie genetyczne, jako że klasycznymi metodami nie daje się go wykryć. Badania antydopingowe sprowadzają się, o ile się nie mylę, do krwi i moczu, natomiast nikt zawodników np. nie prześwietla, by sprawdzić, czy w środku nie mają jakichś dodatkowych elementów, dodatkowych części ciała, wszczepionych albo też wyhodowanych drogą biologiczną.
I to jest błąd, to jest oczywista furtka do nadużyć. Wystarczy bowiem zawodnika poddać odpowiedniej terapii genetycznej, ażeby w środku wyrosło mu coś, co w jego dyscyplinie da mu zwycięską przewagę. W przypadku pływaków będą to oczywiście skrzela. Odpowiednie oddychanie to podstawa w każdej dyscyplinie, gdzie konieczny jest intensywny wysiłek. Pływak musi zmagać się z niedoborem tlenu, musi swoje ruchy tak koordynować, by odpowiednio często łapać oddech, nie zachłystując się przy okazji; możliwość oddychania bez wynurzania z wody nozdrzy i ust będzie więc dawać w tej dyscyplinie jednoznaczne korzyści.
Skrzela są więc dla pływaka, który chce sięgnąć po najwyższe trofea, organem niezbędnym. Na przykładzie wspomnianej Chinki widać to doskonale. Co prawda, sądząc po tym, że w innych wodnych wyścigach gospodarze igrzysk nie odnieśli jakichś spektakularnych sukcesów, ta genetyczna technika musi w Kraju Środka dopiero raczkować. Amerykanie są w tym znacznie bardziej zaawansowani - jeden zawodnik, odpowiednio przygotowany i wyposażony w skrzela, taki jak Michael Phelps, jest w stanie wygrywać na najrozmaitszych dystansach i w rozmaitych stylach.
Przewaga, jaką zyskują zawodnicy ze skrzelami, jest tak wyraźna, że pozostałym, którzy myślą o sukcesach w pływaniu, nie pozostanie nic innego, jak również poddać się terapii genowej. Staje nam tu w całej wyrazistości kwestia dotychczas niedoceniana: decydującym czynnikiem w sportowych zmaganiach zaczyna być nauka. Trening, naturalne zdolności i predyspozycje, poświęcony czas i wylany pot na niewiele się zdadzą, jeśli nie będzie za tym wszystkim stać odpowiednie zaplecze naukowe i technologiczne. Niedobrze to niestety wróży naszemu rodzimemu sportowi - przy obecnych nakładach na naukę nie mamy co marzyc o olimpijskich medalach, zwłaszcza że należy przypuszczać, iż w dyscyplinach innych niż pływanie również dość szybko nowe technologie, będące wynikiem terapii genetycznych, pojawią się w organizmach sportowców: laserowe oko dla strzelca, nośne fałdy skórne dla skoczków, żyroskop dla akrobaty. Bez konkretnych i szybkich decyzji politycznych, bez nakładów na badania naukowe, o olimpijskich sukcesach za lat kilka czy kilkanaście nie mamy co marzyć.
I to jest błąd, to jest oczywista furtka do nadużyć. Wystarczy bowiem zawodnika poddać odpowiedniej terapii genetycznej, ażeby w środku wyrosło mu coś, co w jego dyscyplinie da mu zwycięską przewagę. W przypadku pływaków będą to oczywiście skrzela. Odpowiednie oddychanie to podstawa w każdej dyscyplinie, gdzie konieczny jest intensywny wysiłek. Pływak musi zmagać się z niedoborem tlenu, musi swoje ruchy tak koordynować, by odpowiednio często łapać oddech, nie zachłystując się przy okazji; możliwość oddychania bez wynurzania z wody nozdrzy i ust będzie więc dawać w tej dyscyplinie jednoznaczne korzyści.
Skrzela są więc dla pływaka, który chce sięgnąć po najwyższe trofea, organem niezbędnym. Na przykładzie wspomnianej Chinki widać to doskonale. Co prawda, sądząc po tym, że w innych wodnych wyścigach gospodarze igrzysk nie odnieśli jakichś spektakularnych sukcesów, ta genetyczna technika musi w Kraju Środka dopiero raczkować. Amerykanie są w tym znacznie bardziej zaawansowani - jeden zawodnik, odpowiednio przygotowany i wyposażony w skrzela, taki jak Michael Phelps, jest w stanie wygrywać na najrozmaitszych dystansach i w rozmaitych stylach.
Przewaga, jaką zyskują zawodnicy ze skrzelami, jest tak wyraźna, że pozostałym, którzy myślą o sukcesach w pływaniu, nie pozostanie nic innego, jak również poddać się terapii genowej. Staje nam tu w całej wyrazistości kwestia dotychczas niedoceniana: decydującym czynnikiem w sportowych zmaganiach zaczyna być nauka. Trening, naturalne zdolności i predyspozycje, poświęcony czas i wylany pot na niewiele się zdadzą, jeśli nie będzie za tym wszystkim stać odpowiednie zaplecze naukowe i technologiczne. Niedobrze to niestety wróży naszemu rodzimemu sportowi - przy obecnych nakładach na naukę nie mamy co marzyc o olimpijskich medalach, zwłaszcza że należy przypuszczać, iż w dyscyplinach innych niż pływanie również dość szybko nowe technologie, będące wynikiem terapii genetycznych, pojawią się w organizmach sportowców: laserowe oko dla strzelca, nośne fałdy skórne dla skoczków, żyroskop dla akrobaty. Bez konkretnych i szybkich decyzji politycznych, bez nakładów na badania naukowe, o olimpijskich sukcesach za lat kilka czy kilkanaście nie mamy co marzyć.
Komentarze
Prześlij komentarz